Przesłanie na Międzynarodowy Dzień Muzyki

Tradycją Międzynarodowego Dnia Muzyki, który przypada 1 października, jest ogłaszanie przez Instytut Muzyki i Tańca specjalnego przesłania na ten szczególny dzień.

Autorką tegorocznego przesłania jest Pani Irena Santor.

Irena Santor, fot. Ewa Modestowicz

----

Czuję się onieśmielona zaproszeniem mnie do wypowiedzi bardzo intymnej. Czym dla mnie jest muzyka? Nie udało mi się jak dotąd zdefiniować tego uczucia, bo muzyka dla mnie jest najpierw, a może przede wszystkim, uczuciem.

Uczucia, odczucia, wrażliwość przynosimy z sobą na świat rodząc się, a więc rodzimy się z muzyką, z muzykalnością.Odkąd siebie pamiętam, zawsze śpiewałam: to w przedszkolu, potem w szkole, zresztą – gdziekolwiek. Zawsze musiałam gdzieś coś komuś „odśpiewać” – w zamian za cukierki, baloniki…

W szkole najważniejszym przedmiotem była dla mnie biologia. Intrygowało mnie, jak wiosną budzi się do życia przyroda.

I jak to się wszystko zaczęło?

Solec Kujawski, w którym spędziłam dzieciństwo, jest otoczony wielkimi lasami. Lubiłam chodzić po lesie, bo wtedy wiatr tak pięknie, ciekawie, różnorodnie śpiewał. Echo w lesie było akompaniamentem w piosence „Po nocnej rosie”, a głos niósł się tak daleko…. To wyśpiewywanie siebie dawało tyle radości, szczęścia, jakiegoś wyzwolenia. Było przeczuciem innego świata.

Zrządzeniem losu zalazłam się w zespole Pieśni i Tańca „Mazowsze”. I tu otworzyły się przede mną bramy raju.

Zaczęłam uczyć się muzyki. Poznawałam alfabet muzyczny, umiałam zapisać i odczytać dźwięk. Uświadamiałam sobie, że muzyka jest potężną siłą. Potrafi być „lekiem na całe zło”, jest natchnieniem i wytchnieniem, jest dobrem absolutnym.

W Karolinie utworzono nam szkoły muzyczną i ogólnokształcącą, więc to do nas przyjeżdżali wykładowcy z Warszawy. Przyjeżdżali także różni artyści, wielcy tego świata: poeci, aktorzy, literaci, muzycy… i koncertowali dla nas.

Bywaliśmy w operze, teatrach i filharmonii. I to tu „odkrywaliśmy” znaczenie słowa Kultura.

Bardzo często gościliśmy twórców muzyki ludowej. Uczyliśmy się z pierwszej ręki polskiego folkloru, wtedy jeszcze czystego, nieskażonego. Ludowi artyści przywozili z sobą melodie zapamiętane przez wieki, tworzone przez nigdy niepoznanych geniuszy ludowych.

Tadeusz Sygietyński, twórca „Mazowsza”, opracowywał te melodie na chór i orkiestrę, a my śpiewaliśmy je potem na koncertach, ku zachwytowi całego świata. Uczył nas też pan Tadeusz, jaka to jest delikatna materia ta muzyka ludowa. Jak czule, wrażliwie trzeba się z nią obchodzić, żeby jej nie zakłamać.

W moim życiu wiele rzeczy dzieje się przypadkowo.

Zaproszono mnie na przesłuchanie do radia. Poszłam bez przekonania, ale to po tym przesłuchaniu zaczęłam w radiu nagrywać piosenki. Były one dalekie od stylowych melodii ludowych, w których byłam i jestem zakochana do dziś.

Ten przeskok z muzyki ludowej do estradowej, wbrew pozorom, nie był łatwy. Musiałam przyswoić sobie nowe brzmienia harmoniczne, inny sposób śpiewania i inną estetykę interpretacyjną. Każda piosenka to inna rola do zagrania. Każdej z tych ról trzeba nadać znaczenie przeżyć osobistych. Moja przygoda z radiem trwa do dziś.

Los obdarował mnie hojnie. Mogę uprawiać zawód, który jest spełnieniem moich najskrytszych, czasem nieuświadamianych, marzeń i doznań.

Co jeszcze daje mi obcowanie z muzyką? Na pewno dystans do rzeczywistości, daje możliwość odgrodzenia się od niepokojów świata, możliwość jednoczenia się z harmonią wszechrzeczy. Muzyka była też moim oparciem, tarczą ochronną w najtrudniejszych chwilach mojego życia.

Biologią interesuję się do dziś, ale to muzyka stała się moim przeznaczeniem.

Irena Santor

drukuj